piątek, 19 kwietnia 2024

"Brzuch Paryża" Emil Zola


Florent omyłkowo aresztowany podczas zamieszek w 1848 został zesłany do kolonii karnej w Cayenne. Ten złamany, nieszczęśliwy i zupełnie nieprzebojowy człowiek wraca jednak do Paryża wiele lat później. Wychudzony, wymizerowany, bez nadziei i sił trafia na dobrych ludzi, dzięki którym ląduje w okolicy nowych hal. To mekka handlu, świątynia konsumpcji, serce i puls Paryża. Okazuje się, że właśnie tu jego młodszy brat ma sklep mięsny wraz ze swoją żoną Lisą, z domu Macquart. 

Tylko pozornie Florent jest głównym bohaterem tej powieści – tak jak jego fizyczność pozostanie blady, zatopiony w mrzonkach o rewolucji i przywróceniu republiki nie dostrzeże życia dookoła. A jest ono niezwykle rozbuchane. W halach sprzedaje się, handluje, targuje, zabija, kroi, sieka i plotkuje. Nowy przybysz w rodzinie Lisy i Quenu to wspaniały obiekt do plotek. Nikt nie wie, kim jest i skąd się zjawił, a gdy obejmuje stanowisko nadzorcy działu rybnego domysły i plotki osiągają apogeum, tak jak rywalizacja między piękną Lisą i piękną Normandką (obie z siostrą handlują rybami, jedna słono-, druga słodkowodnymi). Lisa uchodzi nie tylko za piękną, ale i za cnotliwą, rozsądną i godną podziwu. Jej pochodząca z Normandii konkurentka natomiast zachwyca urodą, ale nie może ścigać się z Lisą w kwestii cnotliwości. 

Zola niezwykle plastycznie odmalowuje obraz hal i życia w nich. Drobiazgowo opisuje warzywa, kwiaty, poszczególne produkty, każdą rybę, każdy ser, nie pomijając struktury, konsystencji i zapachu. To niezwykłe obrazy pozwalające na zagłębienie się w owym paryskim brzuchu, żywicielu i magazynie. Podobnie się ma rzecz ze sklepem Lisy, Francuz nie szczędzi opisów wnętrz, ale także poszczególnych produktów, a także procesu ich wytwarzania. Jeśli więc chcieliście się dowiedzieć, jak w dziewiętnastowiecznym Paryżu produkowano kiełbasy, pasztety, kotlety i inne mięsne produkty, Zola wam to szczegółowo opisze.

Pomijając jednak aspekt opisowy, ta powieść to świetny obraz tego, jak plotki i niedopowiedzenia potrafią doprowadzić do nieszczęścia, skłócić rodziny i znajomych, jak pozorna cnotliwość może być przykrywką egoizmu i dbania o własny interes. To ponownie wspaniałe studium natury ludzkiej i obraz Paryża. 

Moja ocena: 5/6

Émile Zola, Brzuch Paryża, tł. Armin Schwarz, 264 str., Jazzybee Verlag 2015.

czwartek, 18 kwietnia 2024

"Żeńska końcówka języka" Martyna F. Zachorska


Konto instagramowe pani od feminatywów, czyli Martyny Zachorskiej śledzę chyba od początku. Zawsze ceniłam jej wiedzę, nie tylko językoznawczą, a to że dzielę z nią poglądy, jest tu tylko wartością dodaną.

Na Żeńską końcówkę języka czekałam z niecierpliwością, ale sięgnęłam po nią, jak to zazwyczaj bywa, dopiero teraz i niepotrzebnie zwlekałam, bo to świetna rzecz, którą warto mieć w wersji papierowej. Zachorska nie skupia się w swojej publikacji tylko na kwestiach, z których zasłynęła. Owszem feminatywy odgrywają tu dużą rolę, ale są tylko jednym z tematów. Autorka zajmuje się szeroko pojętym językiem, że tak powiem, mniejszościowym, a co za tym idzie sytuacją konkretnych grup społecznych, bo, jak wiemy, język wpływa i kształtuje rzeczywistość. Sporo tu więc o języku inkluzywnym, a co za tym idzie o osobach z niepełnosprawnością, niebinarnych, osobach o innym kolorze skóry itd. 

Zachorska pisze o seksizmie w języku, o wulgaryzmach, o języku opisującym cielesność, wskazując na słabości, innowacje i ponownie, jak używane przez nas słownictwo wpływa na inne osoby. To głęboko tolerancyjna publikacja, skierowana na to, by nie ranić innych, by nakreślić inny punkt widzenia i uwrażliwić czytelniczkę na potrzeby innych osób. Każdy z poruszonych tematów poparty jest dogłębną wiedzą, licznymi źródłami, a do tego opisany jest potoczystym, empatycznym językiem. To się po prostu świetnie czyta, a autorka daje mnóstwo argumentów na wypadek dyskusji na któryś z tych tematów. Polecam.

Moja ocena: 5/6

Martyna F. Zachorska, Żeńska końcówka języka, 320 str., Wydawnictwo Poznańskie 2023.

wtorek, 16 kwietnia 2024

"Jezus umarł w Polsce" Mikołaj Grynberg

 


Kryzys uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej trwa już kilka lat, Grynberg pojechał do wiosek położonych najbliżej i rozmawiałam z osobami, które pomagają oraz z dwoma pracownikami straży granicznej. Z tymi dwoma ostatnimi dużo trudniej było się umówić na rozmowę i przeprowadzić sam wywiad. 

To rozmowy z osobami napływowymi, które zamieszkały w Białowieży, szukając spokoju i oddalenia od ludzi, ale także z miejscowymi, którzy są częścią środowiska, znają pracowników straży, policjantów, decydentów. Każda z tych osób pierwszy raz pomogła dość spontanicznie, bez głębokiego namysłu, a przede wszystkim bez świadomości tego, jakie konsekwencje je czekają. Rozmówcy opowiadają, jak pomagają, jak zaczęli, co robią, jak się zmieniło ich życie i jakie tego pomagania ponieśli konsekwencje. A jest ich wiele – od zmiany stylu życia po zespół stresu pourazowego. Grynberg pyta także swoje rozmówczynie i rozmówców o ich stosunek do Polski, o to jak się zmienił po tym, jak zaczęli pomagać. 

W tych rozmowach przeplatają się także konkretne historie osobiste – osób pomagających, a przede wszystkim uchodźców. Autor pokazuje, na ile może, ich motywy, pochodzenie, wykształcenie, zachowanie. Nie, nie wybiela niczego, czasem są to kontakty bardzo pozytywne, czasem przejawiają się zachowania roszczeniowe, ale i tu Grynberg potrafi znaleźć ich przyczynę.

Co najważniejsze, autorowi udało się przeprowadzić te rozmowy z wielką delikatnością, zachowując spokój, neutralność. Stawianie tego samego zestawu pytań to ciekawy zabieg, utrzymujący ramy wywiadu, ale także pokazujący powtarzalność doświadczeń. 

Trudno cokolwiek napisać o tej książce, to trzeba czytać. Koniecznie. Nie dowiedziałam się z niej wprawdzie niczego nowego, ale potwierdziła ona to, jak czuję i doświadczam świat i innego człowieka, niezależnie od kraju jego pochodzenia i koloru jego skóry.


Moja ocena: 6/6

Mikołaj Grynberg, Jezus umarł w Polsce, 320 str., Wydawnictwo Agora 2023.

niedziela, 14 kwietnia 2024

"Języczni. Co język robi naszej głowie" Jagoda Ratajczak

 


O języku mogę czytać ciągle i wiele. Lubię wszelkie ciekawostki, badania, informacje na tematy językoznawcze i o wielojęzyczności. Ratajczak właśnie na tych tematach zasadziła tę książkę, choć nie jest to może wielojęzyczność a raczej dwujęzyczność i szeroko pojęte uczenie się języka pierwszego i drugiego. To z założenia książka dla laika, napisana przystępnym językiem, pełna ciekawostek i przykładów. Autorka potoczyście relacjonuje wyniki przeróżnych eksperymentów i badań, odwołuje się do własnych doświadczeń jako nauczycielka i ucząca się języka.

Tego naprawdę dobrze się słucha (choć lektorka dała plamę w niektórych językach obcych, co przy takiej książce trochę jest słabe), ale nie jestem przekonana, że wiele z tej książki wyniosę. W zasadzie nie była ona dla mnie, jako filolożki i osoby bardzo zainteresowanej wielojęzycznością, nowością, choć nie znałam wielu z przytaczanych badań. Jednak z przyjemnością usystematyzowałam sobie niektóre wiadomości i po prostu poobcowałam z tematyką językoznawczą, a także skonfrontowałam wiele tematów z własnymi doświadczeniami (wyrażanie uczuć w obcym języku, używanie wielu języków na co dzień, nauka kolejnego języka itp.).

Języczni to wstęp do dalszych poszukiwań językoznawczych dla osób bardziej zaawansowanych w temacie lub lekkie, popularnonaukowe wprowadzenie dla tych, którzy bezskutecznie uczą się języka obcego albo wychowują dziecko dwujęzycznie i chcą pogłębić swoją wiedzę lingwistyczną.

Moja ocena: 4/6

Jagoda Ratajczak, Języczni. Co język robi naszej głowie, 240 str., Wydawnictwo Karakter 2020.


piątek, 12 kwietnia 2024

"Jak się starzeć bez godności" Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka


Nie znam podcastu, na bazie którego wyrosła ta książka, znam za to i cenię obie autorki. Dotychczas znałam je tylko jako profesjonalne reporterki, postaci niewidzialne, skupione na przekazaniu historii. W tej książce obie pisarki pokazują się od zupełnie innej, prywatnej strony. Obie urodzone w pierwszej połowie lat 70. orientują się, że dla szerokiego społeczeństwa stają się kobietami starzejącymi się – a co za tym idzie, niewidzialnymi, odsuniętymi od wielu aktywności i skazanymi na ów proces.

Ta perspektywa im się nie podoba (wiadomo) i po kolei naświetlają przeróżne jej aspekty. Począwszy od wyglądu (tłuszcz, cellulitis, zmarszczki, inne obwisłości), poprzez sport (kontuzje, wybór, chęć i niechęć), rolę społeczną (babcia, zmiana kariery, emerytura) po strój (pastele, beże, szalone kolory), wychowanie (osiemnastka dzieci, niesforność nastolatków) i inne aspekty wieku dojrzałego. Obserwacje autorek są bardzo celne i uniwersalne – przyznam, że kilka razy śmiałam się w głos, zwłaszcza gdy dochodziłam do wniosku, że mam te same przemyślenia (a i wiek podobny). Największą siłą tej książki jest jej bezpretensjonalność i szczerość. Autorki nie kreują się na nic i nikogo, a przede wszystkim nie szczędzą szczegółów z życia prywatnego – te historie zmniejszają dystans i pozwalają na identyfikację z nimi. Mają ogromny dystans do siebie i potrafią swoje niepowodzenia czy objawy starzenia się obrócić w żart.

To typowa lekka książka, lektura-przerywnik, ale niezwykle przyjemna.

Moja ocena: 5/6

Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka, Jak starzeć się bez godności, 280 str., Wydawnictwo Agora 2022.

czwartek, 11 kwietnia 2024

"Broniewski. Miłość, wódka, polityka" Mariusz Urbanek


Urbanek jest dla mnie gwarantem ciekawych biografii, o czym przekonał mnie w przypadku takich sław jak Julian Tuwim czy Jan Brzechwa. Książka o trzecim wielkim polskim poecie była więc łatwym wyborem, zwłaszcza, że o Broniewskim niewiele wiedziałam.

Autor w tej monumentalnej biografii przedstawia nie tylko życie poety, ale kusi się o rys epoki, zwłaszcza polityczny. Broniewski bowiem właśnie przez pryzmat polityki jest postrzegany – jako komunista, zwolennik reżimu i PRL. Tymczasem z tej książki wyłania się zupełnie inny obraz, owszem lewaka i socjalisty, ale zarazem człowieka, który próbuje odnaleźć swoją ścieżkę pod partyjnym butem. Urbanek zarysowuje lata młodości Władysława, pokazując jego pochodzenie, skupia się jednak głównie na dokonaniach wojskowych i poetyckich, nie bojąc się rozwikływania skomplikowanej sytuacji politycznej Polski i Rosji oraz umiejscawiania w niej swojego bohatera, który wszak zaliczył pobyty w więzieniu i był aktywnym uczestnikiem wojen. Nieco na drugi plan zsuwa się tu życie prywatne, które było wszak niezwykle interesujące – Broniewski był człowiekiem kochliwym, potrójnym mężem i podwójnym ojcem (jedną córkę adoptował) oraz wielbicielem wódki, która kosztowała go życie.

Przyznam, że mnie bardziej interesowała historia prywatna poety, zupełnie mi nieznana i tragiczna, naznaczona wojną i śmiercią. Urbanek świetnie wkomponował w tekst liczne wiersze – chętnie sobie je przypomniałam, oczywiście wielu nie znałam wcześniej.

Warto sięgnąć po tę książkę, bo pewnie wiele osób ma niepełny czy wręcz zakłamany obraz poety, Urbanek pomaga przedefiniować własne poglądy i spojrzeć na tę postać z szerszej perspektywy.

Moja ocena: 5/6

Mariusz Urbanek, Broniewski. Miłość, wódka i polityka, 404 str., Wydawnictwo Iskry 2011.

środa, 10 kwietnia 2024

"Ucieczka z Chinatown" Charles Yu

 


Ile razy przyszło wam do głowy określenie ten Azjata, gdy opisywaliście kogoś o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z największego kontynentu? Ja przyznam, że niewiele, o ile w ogóle, bo na problem opisywany przez Charlesa Yu jestem wyczulona od dawna. Ale słyszałam je dziesiątki razy, wymiennie z ten Chińczyk.

Charles Yu to Amerykanin, którego rodzice wyemigrowali z Tajwanu i który zapewne dobrze wie, jak to jest być tym Azjatą. Ucieczka z Chinatown jest więc opowieścią o tym, jak trudno Azjatom odnaleźć swoje miejsce w amerykańskim makrokosmosie. Jeśli nie są tym Azjatą, to mogą być Typowym Azjatą lub Azjatyckim Dostawcą Jedzenia, albo Martwym Azjatą, a jeśli się jest kobietą to Azjatycką Pięknością czy Wschodnią Tajemniczą Pięknością itp. Szczytem marzeń jest osiągnięcie statusu Gościa od Kung-Fu. A gdy przekroczy się stosowny wiek, można być Starym Azjatą czy innym Mędrcem. A kulisami będzie azjatycka restauracja i nieodzowny dźwięk gongu. Nie zapomnijmy o tak ważnej umiejętności, jak mówienie po angielsku z akcentem. Sprawa wręcz nieodzowna. 

Główny bohater powieści Willis Wu mimo wysiłków rodziców wpadł w tę konwencję i jego marzeniem jest zostanie Mistrzem Kung-Fu. Co jednak najciekawsze w tej powieści, to jej forma, przypominająca scenariusz filmu czy dramat. Yu gra tą konwencjąm przeskakując między planem filmowym a rzeczywistością, wplatając retrospekcje i informacje o historii chińskiej emigracji do Stanów Zjednoczonych. I bez reszty mnie takim prowadzeniem narracji ujął – bo o ile jestem podejrzliwa wobec nadmiernie przekombinowanych i przekonstruowanych powieści, to tu wszystko jest spójne, ma sens i cel. Yu kupił mnie tym stylem, wraz z nim Aga Zano, która świetnie oddała charakterystyczną frazę tej prozy.

Moja ocena: 5/6


Charles Yu, Ucieczka z Chinatown, tł. Aga Zano, 250 str., Wydawnictwo ArtRage 2022.