sobota, 13 października 2012

"Some Girls: My Life in a Harem" Jillian Lauren



Pewnie zastanawiacie się skąd pomysł na tę książkę. Od dawna szukałam powieści z Brunei - gdy odkryłam, że odnalezienie brunejskiego autora jest rzeczą niemal niemożliwą, skoncentrowałam się na książkach, których fabuła związana jest z tym państwem. Niedawno trafiłam właśnie na tę powieść i od razu ją zamówiłam.

Nie dostałam tego, czego oczekiwałam. Obawiałam się słodkiego romansidła podbarwionego orientem, a otrzymałam raczej psychologiczną powieść o życiu i poszukiwaniu siebie. 

Jillian jest dzieckiem adoptowanym przez żydowską rodzinę, miota się między marzeniem o aktorstwie, dorabianiem jako tancerka w klubie nocnym i poszukiwaniem swojej tożsamości. Podczas kręcenia bardzo miernego horroru osiemnastoletnia Jill poznaje dziewczynę, pracującą jako dama do towarzystwa bogatych biznesmenów. I, jak nie trudno się domyślić, pewnego dnia podczas kolejnego frustrującego obiadu u rodziców dzwoni pod zanotowany numer i rozpoczyna nową pracę. Kolejnym krokiem w jej karierze kochanki jest udział w castingu, gdzie poszukuje się dam do towarzystwa dla bogatych przedsiębiorców z Singapuru. Gdy Jill zostaje wybrana okazuje się, że jej prawdziwym chlebodawcą będzie młodszy brat sułtana Brunei. Robin, takim imieniem zwracają się do księcia Jafri kochanki, to niebieski ptak, dandys i chłoptaś - przystojny, tajemniczy i okrutny. Lubi się bawić uczuciami innych ludzi, robi to jednak w tak czarujący sposób, że zjednuje sobie szybko wszystkie dziewczęta. Po przybyciu do Bendar Seri Begawan okazuje się bowiem, że harem Robina jest ogromny: są w nim Indonezyjki, Filipinki, Tajki i kilka Amerykanek. Jill jest jedną z pierwszych Amerykanek na dworze księcia, przybyła już w drugiej turze dziewczyn z Zachodu.
Dziewczęta spędzają dnie na nic-nie-robieniu, ewentualnie leżeniu przy basenie, które z nic-nie-robieniem jest właściwie równoznaczne, lub na grze w tenisa. Każdego wieczoru sadowią się w pałacowej dyskotece, gdzie Robin spędza noce. Celem dziewcząt jest przywilej siedzenia na jednym z krzeseł obok Robina, który wydaje się obserwować świat z ogromnym dystansem. Każdy wieczór kończy się wyborem dziewczyny na noc. Wybranka Robina może opuścić z nim dyskotekę, a jeśli spodoba mu się na tyle, iż zostanie jego faworytą, ma szanse spędzić z nim wiele dni w ekskluzywnych apartamentach. Jill dość prędko osiąga ten status. Seks z Robinem oznacza przede wszystkim kosztowne prezenty, zakupy na jego koszt (podczas których dosłownie można wykupić wszystkie ekskluzywne butiki), wycieczki helikopterem czy nowym lamborghini księcia. By trwać w mikrokosmosie haremu trzeba mieć silną konstrukcję psychiczną. Wśród dziewcząt toczy się walka - zawiązują się unie, rozprzestrzeniają plotki i złośliwości. Każda z nich ma ten sam cel, a gdy któraś z nich zostaje odsunięta na drugi tor, popada w depresję lub rozpaczliwie, wszystkimi sposobami próbuje wrócić do łask. Monotonia, nuda i niepewność życia skłaniają Jill do powrócenia do Nowego Jorku, gdzie wydaje się starać zmienić w swoim życiu wszystko. Nowa fryzura, ekstrawagancki tatuaż, nowy chłopak, powrót do teatru eksperymentalnego i próba odnalezienia biologicznej matki nie pomogą w niczym. Jill nadal miota się, popełnia błędy, podejmuje nieprzemyślane decyzje i po roku wraca do Brunei. Tam jednak wiele się zmieniło, a ona nigdy już nie osiąga statusu wybranki. Dopiero po kolejnym powrocie przestaje się szarpać i traktować życie jako walkę.

Podtytuł książki (Moje życie jako kochanka najbogatszego człowieka świata) oraz jej reklama zwracają głównie uwagę na Brunei, jednak to zdecydowanie powieść-autoterapia. Początkowo obawiałam się grafomaństwa i psychologizowania na siłę ale Jillian Lauren się obroniła, głównie dzięki dobremu językowi. I oczywiście dzięki Brunei - jej relacja z pałacu księcia jest fascynująca i wręcz niewyobrażalna. Gdyby nie fakt, że autorka pisze o swoich doświadczeniach, włożyłabym tę fabułę między bajki.
Dodać muszę, że Jill jest szczera do bólu - odsłania swoje najskrytsze myśli, bolączki, opisuje swoje odczucia podczas seksu z klientami, swoją niepewność i brak akceptacji własnego ciała. Wbrew pozorom jednak nie znużyły mnie jej wynurzenia - i tu ponownie dzięki naprawdę niezłemu językowi.

Mój cel poznania Brunei został, choć częściowo, osiągnięty - na pewno nie jest to obraz życia w tym kraju, autorka ogranicza się tylko do tego, co poznała, czyli pałacu księcia. Mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć jeszcze inne powieści traktujące o tym państwie. Gdybyście mieli jakieś wskazówki to chętnie przyjmę każdą sugestię:)

Moja ocena: 4/6

Jillian Lauren, Harem Girls. Mein Leben als Geliebte des reichsten Mannes der Welt, tł. Ingrid Exo, 333 str., Bastei Lübbe 2012.

3 komentarze:

  1. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś interesował się literaturą z Brunei. Wiesz, ja długo szukałam książek autorki Caridad Bravo Adams i akurat dzisiaj znalazłam. Może akurat niedługo znajdziesz?

    Naprawdę zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki, lubię taką tematykę. Z chęcią ją kupię!

    http://kulturalne-co-nieco.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy pod linkiem poznane kraje, są kraje w których byłaś, czy które poznałaś literacko?
    Strasznie mi się podoba ten pomysł z przeczytaniem przynajmniej jednej książki z każdego kraju.
    Ja zazwyczaj po przeczytaniu książki z jakiegoś mniej literacko popularnego kraju, wpadam potem w swoisty ciąg i tak byłam już w ciągu kubańskim, irańskim i rumuńskim. Ale podoba mi się ten pomysł mniej chaotycznego wyznaczania sobie celów.

    A w ogóle to blog mi się strasznie podoba, więc będę wpadać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu na tym blogu piszę tylko o krajach, poznanych literacko (aczkolwiek w Bandar Seri Begawan byłam, na lotnisku). Ja raczej w ciąg nie wpadam, staram się na razie poznać jak najwięcej krajów ale opornie mi to idzie, bo jednak stos nadal ogromny, nawet chyba mojej mapy jeszcze nie zaktualizowałam.

      Dziękuję bardzo za miłe słowo i serdecznie zparaszam!

      Usuń